pompy abs, abs pump
wiercenie studni
Kryzys
Kryzys
Kryzys wiary. Załamanie. Odczucie, że coś jest z nią nie tak. Przybiera to różną formę.
Chciałabym zapytać Was czy kiedykolwiek coś takiego przeżyliście.
Jak sobie z nim radziliście?
Udało się go przezwyciężyć?
A może każdy musi coś takiego przejść, by jego wiara była silniejsza?
Chciałabym zapytać Was czy kiedykolwiek coś takiego przeżyliście.
Jak sobie z nim radziliście?
Udało się go przezwyciężyć?
A może każdy musi coś takiego przejść, by jego wiara była silniejsza?
- psychiczna
- -#
- Posty: 4334
- Rejestracja: 2009-05-30, 18:08
Myślę, że wiele ludzi wierzących przechodzi kryzys wiary. Zbyt dużo spada na nich problemów i najpierw są to pewnego rodzaju pretensje, dlaczego ja itd. aż w końcu jest zwątpienie czy aby na pewno bóg istnieje. Jeśli tak, to zadajemy sobie pytanie dlaczego chce abym cierpiał?
Sama przeszłam coś takiego i w boga nie wierze. Najpierw zwątpiłam a później zaczęłam szukać logicznego wytłumaczenia na różne nurtujące mnie pytania dotyczące wiary. Nie znalazłam ich i zapewne już się nie nawrócę.
Sama przeszłam coś takiego i w boga nie wierze. Najpierw zwątpiłam a później zaczęłam szukać logicznego wytłumaczenia na różne nurtujące mnie pytania dotyczące wiary. Nie znalazłam ich i zapewne już się nie nawrócę.
selene, czytasz w moich myślach...
Ostatnio dużo myślałam o mojej wierze. Właśnie czuję, że przechodzę taki kryzys. Kiedyś, jeszcze kilka miesięcy temu nie opuściłam żadnej niedzielnej mszy, czułam potrzebę pójścia do Koscioła, a teraz opuszczam i nie uczestniczę we mszy, jestem tam tylko ciałem.
Nie wiem jak to wyrazić, trudne to. Nie chodzi o to, że wątpię w Boga. Nie. W niego wierzę ciągle tak samo. Ale - instytucja kościoła to coś co mnie odrzuca.
Ostatnio dużo myślałam o mojej wierze. Właśnie czuję, że przechodzę taki kryzys. Kiedyś, jeszcze kilka miesięcy temu nie opuściłam żadnej niedzielnej mszy, czułam potrzebę pójścia do Koscioła, a teraz opuszczam i nie uczestniczę we mszy, jestem tam tylko ciałem.
Nie wiem jak to wyrazić, trudne to. Nie chodzi o to, że wątpię w Boga. Nie. W niego wierzę ciągle tak samo. Ale - instytucja kościoła to coś co mnie odrzuca.
Nijak...selene pisze:Jak sobie z nim radziliście?
Przeżyłam, po śmierci babci. Na początku 'dlaczego ja', 'bóg nie istnieje, skoro mi ją zabrał', blablabla. Kryzys tym gorszy, że babcię uważałam za najwspanialszą osobę na świecie i jej śmierć naprawdę mną wstrząsnęła. Młoda wtedy byłam, po jakimś czasie nieco przeszło, ale niesmak pozostał. Potem pojawiły się pytania, dużo pytań związanych z wiarą, na które nie znajdowałam odpowiedzi i na które nikt nie chciał (nie mógł?) mi odpowiadać. Drugi kryzys, poważniejszy, który z czasem przerodził się w zatwardziały ateizm.
Miałam identycznie. Siedząc w kościele nie czułam praktycznie nic. Modliłam się, uczestniczyłam we mszy, ale nie mogłam włożyć w to żadnych emocji. Jakaś taka martwa. Potem nadeszła niedziela, w której naprawdę nie mogłam iść na mszę. Nie poszłam. I minęła już trzecia niedzielna msza bez mojego udziału. Niepokoi mnie to, bo w podobny sposób zaprzestałam się modlić. I to nie tak, że nie wierzę. Bo jestem przekonana, że On gdzieś tam jest. Moim problemem jest to, że nie czuję. Za nic nie mogę sobie z tym poradzić.Rose pisze:Kiedyś, jeszcze kilka miesięcy temu nie opuściłam żadnej niedzielnej mszy, czułam potrzebę pójścia do Koscioła, a teraz opuszczam i nie uczestniczę we mszy, jestem tam tylko ciałem.
Mam identyczną sytuację. Kiedyś wieczorem uwielbiałam szczerze się pomodlić. I nie żadne regułki, ale taka rozmowa z Bogiem. Teraz za wieczorną "modlitwę" robi u mnie przeżegnanie się. I wierzę w Boga, jestem przekonana, że on jest, czuwa. Ale nie potrafię w tej chwili tak aktywnie w tym wszystkim uczestniczyć. Samo przejdzie?selene pisze:Niepokoi mnie to, bo w podobny sposób zaprzestałam się modlić. I to nie tak, że nie wierzę. Bo jestem przekonana, że On gdzieś tam jest. Moim problemem jest to, że nie czuję. Za nic nie mogę sobie z tym poradzić.
U mnie trwa to już kilka ładnych miesięcy. A przecież miałam w tym roku bierzmowanie i do kościoła chodziłam BARDZO często. Nie wiem czy samo przejdzie. To chyba nie jest jedna z tych rzeczy, które odchodzą samoistnie. Trzeba jej pomóc. Pytanie jak.
Stąd temat i chęć obserwacji.
A u Ciebie, ile trwa?
Stąd temat i chęć obserwacji.
A u Ciebie, ile trwa?
Kilka miesięcy, ale ja bym stawiała gdzieś tak od maja. Już od dłuższego czasu nie mogłam się w ogóle skupić w Kościele, ale w domu zawsze znalazłam czas i miałam chęci na modlitwę. Przynosiła mi ona takie ukojenie.
To w Nas, chyba, tkwi ten problem...Zastanawiam się czym może być to spowodowane. W moim życiu nie wydarzyło się nic co mogłoby mnie oddalić od Boga, Kościoła.selene pisze:Pytanie jak.
W moim teoretycznie rzecz biorąc też. W tym tkwi kolejny problem. Jak wyleczyć coś, gdy nie zna się przyczyny ?Rose pisze:W moim życiu nie wydarzyło się nic co mogłoby mnie oddalić od Boga, Kościoła.
Próbowałam czytać Pismo Święte. Nie działa. Słuchać religijnych pieśni. Tak samo. Modlić się o to. Zero efektu. W końcu już nic nie robię...
A ja słucham i to często. W tym się nic nie zmieniło. "Będę tańczył przed Twoim tronem..." i inne, wyzwalają we mnie ogromne emocję. I właśnie jak słucham to czuję się bliżej Boga.selene pisze:Słuchać religijnych pieśni. Tak samo.
Nawet nie staram się pomodlić...Przecież mogłabym wieczorem uklęknąć (choć zawsze robię to na leżąco) i się pomodlić. Ale nie przełamałam się jeszcze. Jak to głupio brzmi...selene pisze:Modlić się
[ Dodano: 2010-07-28, 17:32 ]
Ale mówią, że ten kto dobrze śpiewa dwa razy się modli, czy coś takiego...
Taa. Ale mi już nawet podwójna dawka modlitwy... Nie podchodzi.Rose pisze:Ale mówią, że ten kto dobrze śpiewa dwa razy się modli, czy coś takiego...
Wczoraj próbowałam. I co? Moje myśli momentalnie uciekają "w bok". Idzie pierwszy piątek miesiąca. Może on coś... Zmieni.Rose pisze:Nawet nie staram się pomodlić...Przecież mogłabym wieczorem uklęknąć (choć zawsze robię to na leżąco) i się pomodlić. Ale nie przełamałam się jeszcze. Jak to głupio brzmi...
Mówisz o spowiedzi...?selene pisze:Idzie pierwszy piątek miesiąca. Może on coś... Zmieni.
Kiedyś latałam, dosłownie, do spowiedzi. Czasem częściej niż co miesiąc. Ale do samej spowiedzi jako spowiedzi zniechęciłam się już jakiś czas temu. Miałam pewne złe doświadczenia. Pózniej gorsze grzechy, z ktorych nie wiedziałam jak się spowiadać, czy się w ogóle spowiadać, trochę wstyd, trochę takie poczucie niesprawiedliwości (dlaczego ja mam wyznawać moje grzechy, które są taką intymną sprawą, większemu grzesznikowi niż ja)... I teraz chodzę tylko do święta do święta...Może potrzebna mi prawdziwa spowiedz, taka jak na polach lednickich. Spowiedz = rozmowa.
Tak .Rose pisze:Mówisz o spowiedzi...?
Właśnie. Przecież... Kapłan jest od tego, by prowadzić do Boga. Taka jest jego rola. Ale mam straszne opory przed rozmową z księdzem. Może receptą na kryzys jest właśnie taka konwersacja z prawdziwym człowiekiem wiary. Kimś, kto zaraża innych. Kto... Pomaga . Ale księża do tego jakoś nie zachęcają...Rose pisze:Może potrzebna mi prawdziwa spowiedz, taka jak na polach lednickich. Spowiedz = rozmowa.
Kiedyś byłam bardzo mocno związana z Kościołem, Bogiem. KSM, turnusy katolickie, wyjazdy na pielgrzymki itp. Wtedy wiara mi pomagała, dawała siłę. Sama nie wiem kiedy mój kryzys przyszedł, głównie przez śmierć ojca a późniejszy trudny okres mojego życia. Wtedy przyszły pytania, na które być może były odpowiedzi, ale wtedy wydawały mi się...śmieszne, banalne. Odeszłam od Kościoła i do tej pory brakuję mi jakiegoś "kopa" żeby znów wykrzesać wiarę. Nie mówię, że całkowicie odrzuciłam chrześcijaństwo, wierzę ale przestałam udzielać się w życie Kościoła.