Szczęście w nieszczęściu
: 2011-07-31, 15:52
Witajcie, bardzo chciałabym się Was poradzić i zapytać o Waszą opinię na temat mojej sytuacji. Nie chcę pisać zbyt dużo, dlatego postaram się wszystko zgrabnie skrócić, tak by było zrozumiale.
Za sześć miesięcy obchodzę 18 urodziny, on w tym roku będzie miał 19 lat.
Znaliśmy się już wcześniej, tak z widzenia, jako jedenastolatka, byłam w nim zakochana, mieliśmy się wtedy spotkać, ale nic z tego nie wyszło. Dwa lata później wyjechałam za granicę, mieszkam tutaj do dziś. On przez trzy lata miał dziewczynę, ale przez ostatnie dwa lata, raczej im się nie powodziło. Dochodziło między nimi do bardzo częstych kłótni, co spowodowało definitywny rozpad ich związku w kwietniu tego roku. Wcześniej ciągle zrywali i do siebie wracali, nawet i na dłuższy okres czasu, ale byli zawsze sami.
Napisał do mnie na portalu społecznościowym, że dawno mnie nie widział i pytał, co u mnie słychać. Zaczęliśmy rozmawiać..i pisaliśmy ze sobą prawie że każdego dnia, aż do początku lipca, bo wtedy się spotkaliśmy. Po tygodniu, w żartach mu napisałam, że chyba muszę się mu kiedyś oświadczyć. Wynikało to z tego, że idealnie pasowaliśmy pod względem poglądów i pewnych wartości w życiu. Nie we wszystkim się zgadzaliśmy, ale nie przeszkadzało mi to. Ja jestem osobą, która docenia piękno życia i każdego dnia widzi w życiu piękno. Taka trochę dusza artystyczna. On tego nie ma, ale powiedział, że jeżeli tylko ja chcę, to on z chęcią otworzy się na tego typu myślenie i doznania, tak bym mogła mu pokazać trochę "mojego" świata.
Zanim jeszcze się spotkaliśmy, byłam w nim już zauroczona. Tak, to tylko internet, dlatego piszę, że zauroczona w mojej wizji tego człowieka. Spotkaliśmy się, było gładko, nie mieliśmy problemu z nawiązaniem rozmowy, czuliśmy się bardzo swobodnie w swoim towarzystwie. Zaczęłam się w nim zakochiwać. Znalazłam w nim jeszcze kilka drobnych "usterek", ale z czasem, przestały one mieć znaczenie. Powiedziałam mu, co mnie w nim drażni, bo rozmawiamy zawsze szczerze i otwarcie o takich rzeczach. Mijały dni, a ja wiedziałam, że będę musiała wracać do siebie. Na stałe do Polski wracam za dwa lata, na studia i to już jest postanowione.
Swobodnie zaczęliśmy przechodzić w relacje chłopak-dziewczyna, on powiedział, że chce dla mnie pozbyć się tych niewielkich wad, mimo iż mu powiedziałam, że zaakceptuję go takim jaki jest. Ja się nie zakochuję łatwo, ostatniego chłopaka miałam w wieku 13 lat i potem już nie znalazłam nikogo, do kogo czułabym coś więcej. Do czasu aż nie zaczęłam się przy nim czuć wyjątkowo. Okazywał mi czułość, bezpieczeństwo, humor, wszystko. Nadszedł dzień wyjazdu, ja nie potrafiłam powstrzymać łez, on też miał oczy mokre. Obiecaliśmy sobie, że przetrwamy te dwa lata w związku na odległość, spotykając się tylko we wakacje, a potem już zaczniemy wspólne życie. Był osobą, której mogłam ufać, a ja nie jestem osobą, która chce się najpierw wybawić, zanim zwiąże się na poważnie. Wydaje mi się, że to początkowa faza kochania kogoś. Ja uważam, że to słowo każdego dnia nabiera innego, mocniejszego znaczenia..ale czułam, że jest to mężczyzna mojego życia. On jest facetem, który wierzy w jedną prawdziwą miłość na całe życie. Chce mieć rodzinę, dzieci, dom. Nie jest typem faceta, który biega po dyskotekach i zalicza.
Pojawił się jednak problem. Wyjechałam, a do niego nad morze dojechała była dziewczyna, dosłownie dwa dni po tym jak się pożegnaliśmy. Wrócili do siebie. Do mnie napisał, że mnie przeprasza dopiero kilka dni po tym, jak do siebie wrócili, że jednak nie da rady, że jestem świetną dziewczyną i na pewno znajdę sobie kogoś równie świetnego. Napisał, że mnie zawiódł i że przeprasza.
Ktoś mi mógłby wytłumaczyć co się stało? Ponieważ ja nie potrafię sobie tego wytłumaczyć.
Za sześć miesięcy obchodzę 18 urodziny, on w tym roku będzie miał 19 lat.
Znaliśmy się już wcześniej, tak z widzenia, jako jedenastolatka, byłam w nim zakochana, mieliśmy się wtedy spotkać, ale nic z tego nie wyszło. Dwa lata później wyjechałam za granicę, mieszkam tutaj do dziś. On przez trzy lata miał dziewczynę, ale przez ostatnie dwa lata, raczej im się nie powodziło. Dochodziło między nimi do bardzo częstych kłótni, co spowodowało definitywny rozpad ich związku w kwietniu tego roku. Wcześniej ciągle zrywali i do siebie wracali, nawet i na dłuższy okres czasu, ale byli zawsze sami.
Napisał do mnie na portalu społecznościowym, że dawno mnie nie widział i pytał, co u mnie słychać. Zaczęliśmy rozmawiać..i pisaliśmy ze sobą prawie że każdego dnia, aż do początku lipca, bo wtedy się spotkaliśmy. Po tygodniu, w żartach mu napisałam, że chyba muszę się mu kiedyś oświadczyć. Wynikało to z tego, że idealnie pasowaliśmy pod względem poglądów i pewnych wartości w życiu. Nie we wszystkim się zgadzaliśmy, ale nie przeszkadzało mi to. Ja jestem osobą, która docenia piękno życia i każdego dnia widzi w życiu piękno. Taka trochę dusza artystyczna. On tego nie ma, ale powiedział, że jeżeli tylko ja chcę, to on z chęcią otworzy się na tego typu myślenie i doznania, tak bym mogła mu pokazać trochę "mojego" świata.
Zanim jeszcze się spotkaliśmy, byłam w nim już zauroczona. Tak, to tylko internet, dlatego piszę, że zauroczona w mojej wizji tego człowieka. Spotkaliśmy się, było gładko, nie mieliśmy problemu z nawiązaniem rozmowy, czuliśmy się bardzo swobodnie w swoim towarzystwie. Zaczęłam się w nim zakochiwać. Znalazłam w nim jeszcze kilka drobnych "usterek", ale z czasem, przestały one mieć znaczenie. Powiedziałam mu, co mnie w nim drażni, bo rozmawiamy zawsze szczerze i otwarcie o takich rzeczach. Mijały dni, a ja wiedziałam, że będę musiała wracać do siebie. Na stałe do Polski wracam za dwa lata, na studia i to już jest postanowione.
Swobodnie zaczęliśmy przechodzić w relacje chłopak-dziewczyna, on powiedział, że chce dla mnie pozbyć się tych niewielkich wad, mimo iż mu powiedziałam, że zaakceptuję go takim jaki jest. Ja się nie zakochuję łatwo, ostatniego chłopaka miałam w wieku 13 lat i potem już nie znalazłam nikogo, do kogo czułabym coś więcej. Do czasu aż nie zaczęłam się przy nim czuć wyjątkowo. Okazywał mi czułość, bezpieczeństwo, humor, wszystko. Nadszedł dzień wyjazdu, ja nie potrafiłam powstrzymać łez, on też miał oczy mokre. Obiecaliśmy sobie, że przetrwamy te dwa lata w związku na odległość, spotykając się tylko we wakacje, a potem już zaczniemy wspólne życie. Był osobą, której mogłam ufać, a ja nie jestem osobą, która chce się najpierw wybawić, zanim zwiąże się na poważnie. Wydaje mi się, że to początkowa faza kochania kogoś. Ja uważam, że to słowo każdego dnia nabiera innego, mocniejszego znaczenia..ale czułam, że jest to mężczyzna mojego życia. On jest facetem, który wierzy w jedną prawdziwą miłość na całe życie. Chce mieć rodzinę, dzieci, dom. Nie jest typem faceta, który biega po dyskotekach i zalicza.
Pojawił się jednak problem. Wyjechałam, a do niego nad morze dojechała była dziewczyna, dosłownie dwa dni po tym jak się pożegnaliśmy. Wrócili do siebie. Do mnie napisał, że mnie przeprasza dopiero kilka dni po tym, jak do siebie wrócili, że jednak nie da rady, że jestem świetną dziewczyną i na pewno znajdę sobie kogoś równie świetnego. Napisał, że mnie zawiódł i że przeprasza.
Ktoś mi mógłby wytłumaczyć co się stało? Ponieważ ja nie potrafię sobie tego wytłumaczyć.